Od
kiedy istnieją blogi, blogerzy umierają każdego dnia. W sposób
spodziewany lub w sposób niespodziewany zostają bezpowrotnie i
bezapelacyjnie odwołani sprzed swoich komputerów. Pozostaje po nich
porzucony sprzęt: jakiś laptop, myszka, biurko, krzesło, kubek z
kawą, filiżanka herbaty, niedokończona puszka piwa. Pozostawiają
za sobą nie tylko osierocone rodziny, ale również osierocone
blogi, pogrążone nagle w śmiertelnym milczeniu. Ile takich
osieroconych blogów nosi w swoim łonie internet? I jak długo będą
tak milcząco dryfowały po jego bezkresie?
Jeśli
rodzina lub bliscy znali kody dostępu do takiego umarłego bloga,
pozostawią na nim ostatnią notkę, internetowy nekrolog blogera,
który odszedł. Odszedł? Czy został zabrany? W sposób
spodziewany? Czy nagle, być może w środku jakiegoś internetowego
flejma, w środku jakiejś internetowej naparzanki? Czy przed
wiecznym zamilknięciem zdążył pojednać się z najbliższymi, z
sobą samym, z Bogiem? Czy zdążył pojednać się z najbliższymi z
internetu? Najbliższy z internetu – to bliźni, ten który jest
blisko, na wyciągnięcie myśli, na dotknięcie słowem [Nigdy nie byłem].
Wszystkie
Twoje myśli i słowa są tutaj zapisane jak nigdzie indziej. One
również – czarno na białym – będą świadczyć o Tobie przed
osądem ludzkim i przed sądem Boskim, kiedy nagle znikniesz. Na
wieki. Amen.