Mam jedno pytanie. Czy umiesz zabić? (wywiad)

1. Osobę, do której kieruję powyższe pytanie, jak najbardziej poważne, opisałam kiedyś w taki mniej więcej sposób:

Dysonans pomiędzy wyglądem (śliczna młoda kobieta) a zawodowymi doświadczeniami, które zebrała podczas niewielu lat dorosłego życia. Wojska, bronie, poligony, służby, misje zagraniczne – zawrót głowy. Czy Róża mogłaby mnie zaciukać? [Blogerka Zasznurowana – porwana!]


2. No właśnie: dlaczego, jak słyszę, niektórzy uważają, że Róża Lewanowicz jest mężczyzną? Albo, że pod Różanym pseudonimem kryją się dwie osoby, kobieta i mężczyzna? Myślę o tych, którzy Różę znają jedynie jako autorkę powieści z gatunku sensacja, kryminał, thriller.


3. A w ogóle: Różo, dlaczego ukrywasz swoją rzeczywistą tożsamość pod pseudonimami? Bardzo osobisty blog Zasznurowanej prowadzony tutaj, na portalu salon24.pl pod pseudonimem, to w sumie zrozumiałe. Ale dlaczego nie publikujesz powieści pod prawdziwym nazwiskiem?


4. Jeśli dlatego używasz pseudonimu, że powieści Róży Lewanowicz przesiąknięte są wątkami autobiograficznymi, to mam kolejne pytanie: jak rozumieć ten fragment Przebudzonej, drugiej powieści z cyklu:

- Tam każdy na kogoś coś ma, ten cały Jaskóła też. Ja nie wiem, kogo trzyma za jaja, ale ten ktoś ścisnął jądra samemu zastępcy... Rozumie to pan?
- Teraz rozumiem – Brenner mruknął i z trudem powstrzymał odruch pogładzenia się po łysinie. - Nie wiem tylko, kto pana trzyma za... i umilkł na widok miny Rosiaka, który o mało nie zabił go wzrokiem.
Premier roześmiał się znowu. - A mnie, drogi panie inspektorze, czy nawet nadinspektorze... za jaja trzyma pani Dąbek. (Przebudzona, s. 101)

Nie mam wątpliwości, że Justyna Dąbek to alter ego Róży Lewanowicz. A więc: Różo, którego premiera trzymałaś w takim uścisku?


5. Mnożą się pytania, jak widać. Nie wszyscy czytelnicy Porwanej, czyli pierwszej, debiutanckiej powieści Róży Lewanowicz mieli pewność co do sprawcy pewnego zabójstwa. Nie wiedzieli, czy była nim Justyna, czy inna osoba. Niepewność zostaje rozwiana dopiero w powieści drugiej. Nieskromnie powiem, że dobrze wytypowałam zabójcę już podczas lektury powieści pierwszej.
Ale: skoro w postaci Justyny, chociażby jedynie teoretycznie rozważanej jako potencjalny zabójca, jest coś z autorki, to zanim przejdę do lektury najnowszej, trzeciej powieści z tego cyklu, zatytułowanej Wyzwolona, powtórzę swoje tytułowe pytanie: Różo, czy umiesz zabić?


---


Prowincjałka:

Czekam na Różę, która obiecała odpowiedzieć tutaj na moje pytania. Za chwilę powinna się zjawić. Zaznaczam, że wcześniej nie znała ani pytań zarysowanych w notce, ani tych, które mogą pojawić się w trakcie naszej rozmowy. Jedyne pytanie, którego charakter zna, zachowam na sam koniec rozmowy. A więc pytanie pierwsze: Czy umiesz zabić?


Róża Lewanowicz:

Pytanie 1 "tytułowe". W pierwszym odruchu miałam odpowiedzieć: NIE WIEM. Jednak prawda jest taka, że przez pewien okres mojego życia byłam uczona, jak zabić człowieka - zarówno bronią palną (bardzo różną), jak i gołymi rękami. Mało tego, uczono mnie łamania w sobie naturalnej bariery, jaką ma w sobie każdy normalny człowiek, przed zrobieniem krzywdy drugiemu. Myślę więc, że - w odpowiednich okolicznościach - byłoby to możliwe. I, szczerze powiedziawszy, uważam, że to dobrze, bo muszą być na świecie ludzie, którzy będą potrafili obronić siebie, inne osoby, czy własną ojczyznę. Płeć, wiek, wygląd - nie mają tu tak dużego znaczenia. Czy mogłabym "zaciukać" Ciebie, Alicjo? Musiałabyś się zamienić w krwiożerczego wroga ojczyzny, zagrażającego życiu i wolności innych ludzi. Możesz więc spać spokojnie.

Pytanie 2. Jestem kobietą z krwi i kości, która swoje powieści pisze całkowicie sama.
Od przeciętnej kobiety odróżniają mnie dwie rzeczy: nie lubię gadać godzinami przez telefon (w ogóle nie bardzo lubię rozmów telefonicznych) i nie zajmuję łazienki/toalety przez skandalicznie długi czas. Sensacyjny wydźwięk moich powieści wynika z tego, że akurat w chwili ich pisania byłam "przełączona" na kanał kryminalny. Nie zamierzam ograniczać się do tego gatunku i zawsze piszę to, co mi w danej chwili gra w sercu. Np. obecnie rozpowszechniłam wśród znajomych - do oceny - powieść z gatunku post-apokaliptycznego fantasy i, póki co, wszyscy są zachwyceni. Potem pewnie przyjdzie czas na horror. Mam jedynie wątpliwości odnośnie romansu... Hm, myślę, że w tym gatunku raczej nie rozwinę skrzydeł.

Pytanie 3. Kiedy decydowałam się na publikowanie pod pseudonimem, uważałam, że będę się czuła swobodniej, poruszając pewne wątki, np. osobiste, które zostały wplecione w fabułę. Jednak po tych kilku latach uważam, że chodzi o coś więcej. W moim życiu bardzo wiele się zmieniło, ja sama uległam przemianom, głównie wewnętrznym. Przybranie nowego imienia w wielu środowiskach jest symbolem wejścia w nowy etap, stawania się kimś nowym, robienia nowych rzeczy. Skoro już o tożsamości mowa, na marginesie dodam, że firma, w której obecnie pracuję, używa moich dwóch imion z dowodu osobistego. Czuję się dzięki temu, jakbym była w końcu "dopełniona".

Pytanie 4. Nigdy nie trzymałam (i nie mam takiego zamiaru) nikogo za żadną delikatną część ciała.
Aczkolwiek... Dawno temu zdarzyło mi się widzieć człowieka na bardzo wysokim stanowisku, który w mojej obecności - w wyniku wielkiego stresu - trzymał się za swoją męskość. Ten widok zrobił na mnie na tyle duże wrażenie, że znalazł odzwierciedlenie w zacytowanym fragmencie.

Pytanie 5. Myślę, że odpowiedź jest pod pytaniem nr 1. Muszę jednak nadmienić, że tworząc postać Justyny sama stawiałam sobie właśnie to pytanie. Czy mogłabym? W jakich okolicznościach?
Jeśli jednak znów powrócę do tej sceny i do tego, co czułam, kiedy ją opisywałam, okazuje się, że jest w niej drugie dno. Nie chodzi wcale o zabójstwo, ale o decyzję. Parę razy w życiu byłam w trudnej, patowej zdawałoby się, sytuacji. Pozostanie w niej byłoby straszne w skutkach. I wtedy trzeba było podjąć decyzję, która w danej chwili jawiła się jako coś ostatecznego, okropnego, ale przede wszystkim... krzywdzącego mojego krzywdziciela. Scena zabójstwa oznacza całkowite wyjście z takiej sytuacji i odejście z chorej relacji.


Prowincjałka:

Zabijasz. Postaci w swoich powieściach. Taka jest zresztą natura kryminału. Krew się leje.

Odnośnie Twojego debiutu w tym właśnie gatunku. Znam opinie wielu osób, miłośników literatury sensacyjnej, którzy od chwili lektury Twojej pierwszej powieści („Porwana”) wymieniają Różę Lewanowicz na jednym poziomie z najbardziej znanymi i uznanymi autorami gatunku - polskimi i zagranicznymi.

Napisałaś: „Sensacyjny wydźwięk moich powieści wynika z tego, że akurat w chwili ich pisania byłam "przełączona" na kanał kryminalny”. Skąd wzięło się takie „przełączenie”? Z aktualnych lektur? Właśnie: jakie książki na ogół czytasz?


Róża Lewanowicz:

Z moimi gustami zawsze było tak, że rzucałam się na konkretny gatunek i czytałam tyle książek, ile byłam w stanie znieść. Co zabawne, podobnie wygląda moja dieta - jem konkretne rzeczy, dopóki mi się nie przejedzą.

Jeśli chodzi o powieści, w chwili ukończenia Porwanej, przestałam je czytać. Całkowicie! Nie jestem w stanie przebrnąć przez żadną, bo mam poczucie, jakbym czytała czyjś pamiętnik. Pisarze, nie zawsze świadomie, niesamowicie się odsłaniają, zdradzając swoje emocje i pragnienia.
Od kilku lat więc czytam książki popularno-naukowe. Mam za sobą etap neurobiologii i neuropsychologii. Obecnie jestem zachwycona wszystkim, co jest związane z Kosmosem i fizyką kwantową. Prawda jest taka, że właśnie te "fazy" fascynacji różnymi dziedzinami inspirują mnie do pisania powieści, na równi z doświadczeniami zawodowymi.


Prowincjałka:

Piszesz: "Jeśli chodzi o powieści, w chwili ukończenia Porwanej, przestałam je czytać. Całkowicie! Nie jestem w stanie przebrnąć przez żadną, bo mam poczucie, jakbym czytała czyjś pamiętnik. Pisarze, nie zawsze świadomie, niesamowicie się odsłaniają, zdradzając swoje emocje i pragnienia.” A więc: to dotyczy również Ciebie, jako autorki. Czy masz świadomość, które elementy Twoich powieści stanową taki "pamiętnik"?


Róża Lewanowicz:

Ależ oczywiście! Mało tego, pozwalam bohaterom moich powieści robić i mówić, co chcą, bo w tej sposób skrępowana podświadomość otwiera się i pozwala mi zajrzeć w głąb samej siebie. W trakcie pisania nie wiem do końca, co jest ze mnie, a co jest tylko fantazją. To odkrywam później, niczym terapeuta poznający swojego pacjenta.


Prowincjałka:

Pozwalasz bohaterom swoich powieści - ja mówisz - robić i mówić, co chcą. Może stąd właśnie bierze się lekkość dialogów w Twoich powieściach, gdyż głównie na dialogach są oparte. Na dialogach bardzo wartkich. Pewnie masz również tego świadomość, że są to (piszę o dwóch pierwszych powieściach, gdyż "Wyzwolonej" jeszcze nie czytałam) - gotowe (naprawdę gotowe!) scenariusze filmowe. Czy myślisz o zainteresowaniu nimi jakichś producentów filmowych?


Róża Lewanowicz:

Prawda jest taka, że Porwana nie miała być powieścią, ale właśnie scenariuszem i jako taki zaczęłam ją pisać. W miarę jednak prac nad treścią "rozbudowały" mi się nieco za bardzo didaskalia i, zanim się obejrzałam, miałam przed sobą materiał do druku.

Bardzo chciałabym, żeby moje książki zostały sfilmowane. Uważam, że cała ta trylogia byłaby świetnym trzy-sezonowym serialem i jestem ciekawa, jak ewentualny reżyser zinterpretowałby jej treść. Te historie nie są pełne, stanowią jedynie szkielet, który dopiero można by wypełnić obrazami czy dźwiękiem.


Prowincjałka:

W sumie, część druga trylogii ma nieco wolniejsze tempo. Czy to znaczy, że pisałaś ją już jako jedynie powieść?

Przy okazji. Opinie znanym mi czytelników Twoich powieści o "Przebudzonej" były nieco mniej jednolite niż o jej poprzedniczce. Krytyczne uwagi - do których się przyłączam - dotyczyły zbyt dużego nagromadzenia postaci w początkowej części. Nawiązywałaś do postaci z części pierwszej, nieznanych nowemu czytelnikowi. Dodatkowo posługiwałaś się w odniesieniu do nich zarówno imionami, jak też nazwiskami oraz ksywkami.

Większości osób, z którymi rozmawiałam, to zupełnie nie przeszkadzało. Jednak pewna liczba czytelników gubiła się. Ja również czasem traciłam rozeznanie, o kogo chodzi. Co nie przeszkadzało mi czytać dalej, ponieważ niósł mnie sam wartki styl snutych przez Ciebie opowieści. Masz niesamowity talent do opowiadania!

W związku z powyższymi zastrzeżeniami, miałabym pewien pomysł - uzupełnienie "Przebudzonej" o indeks osób (imię, nazwisko, ksywka plus krótka informacja "who is who"). W filmie pewnie nie byłoby takiego problemu: widzielibyśmy po prostu twarze.


Róża Lewanowicz:

Drugą część pisałam, zanim jeszcze było wiadomo, że pierwsza ukaże się drukiem, ale już byłam pewna, że powinna to być "zwykła" powieść.

Co do pomysłu z indeksem osób w Przebudzonej, uważam, że jest BARDZO dobry. Wielu Czytelników zwracało uwagę, że odnośnik do pierwszej części byłby wskazany. Pojawiła się nawet prośba o słownik dla niektórych "branżowych" wyrażeń czy nazw sprzętu. Jeśli Wydawca będzie robił dodruk, poproszę, by umieścił w książce takie ułatwienia.


Prowincjałka:

Ciekawe, że przed premierą części trzeciej - "Wyzwolona" - wydawca zdecydował się na wznowienie właśnie "Przebudzonej", a nie nieskazitelnej "Porwanej".

Przy okazji: tytuły trylogii układają się w bardzo jednolicie brzmiący ciąg: Porwana - Przebudzona - Wyzwolona.

Czy Twoje powieści nie są "kryminałami kobiecymi"? Czy masz rozeznanie, jacy czytelnicy przeważają: panie czy panowie?


Róża Lewanowicz:

Poprawka - wznowiono/dodrukowano Porwaną, czyli pierwszą część. Stanowi to niestety problem, bo na półkach, obok siebie, stoją pierwsza z trzecią częścią i w dodatku nie są ponumerowane. Czytelnicy zgłaszają problemy z rozróżnieniem, która jest która. Dodatkową trudność stanowi fakt, że Przebudzonej też już brakuje na rynku i jest ją coraz trudnej kupić. Idealną sytuacją byłoby wypuszczenie "trzy-booka", zwłaszcza przed zbliżającymi się Świętami. Niestety, wydawnictwo nie wysiliło się na taki zabieg marketingowy.

Jeśli chodzi o tytuły, jedynie ostatni nieco przypadł mi do gustu. Szczerze powiedziawszy, nie miałam żadnego wpływu ani na tytuły, ani na projekt okładki.

Gdyby kwestię płci Czytelników rozpatrywać, biorąc pod uwagę odzew, to są wśród nich głównie kobiety. Dostaję wiele pozytywnych sygnałów dotyczących głównej bohaterki, która właśnie paniom bardzo się spodobała.


Prowincjałka:

"Poprawka - wznowiono/dodrukowano Porwaną, czyli pierwszą część." - Przepraszam za błąd. Zaraz poprawię w notce.

"Gdyby kwestię płci Czytelników rozpatrywać, biorąc pod uwagę odzew, to są wśród nich głównie kobiety. Dostaję wiele pozytywnych sygnałów dotyczących głównej bohaterki, która właśnie paniom bardzo się spodobała." - Właśnie. Napisałaś wcześniej, że nie widzisz siebie w roli autorki romansów. A jednak Twoja trylogia jest rodzajem "romansu małżeńskiego na kryminalnym tle", ewentualnie "kryminału z elementami ewoluującego małżeńskiego romansu".

Wspomniałaś o swoich pierwszych trzech książkach (tych opublikowanych) jako o zamkniętym "trzy-booku", "trylogii" albo jako o materiale na "trzy-sezonowy serial". Czy to oznacza, że czytelnicy powinni już zacząć żegnać się z Justyną?...


Róża Lewanowicz:

"Małżeński romans" - bardzo mi się podoba :) To chyba jedyny rodzaj romansidła, jaki jestem w stanie popełnić.

Dalszych części przygód Justyny nie będzie. Jednakże niektóre z postaci pojawią się w powieściach, które są zaplanowane (a nawet już zaczęte). O samej Justynie będą jedynie wzmianki.


Prowincjałka:

„Dalszych części przygód Justyny nie będzie. Jednakże niektóre z postaci pojawią się w powieściach, które są zaplanowane (a nawet już zaczęte). O samej Justynie będą jedynie wzmianki.” - Szkoda, ale - c'est la vie.

Czy w swoich nowych powieściach wykorzystasz doświadczenia z całkiem nowego środowiska pracy? Nie jest to już wojsko, ale jednak nadal dość specyficzna – armia. Może w horrorze?

I jeszcze, zanim zadam ostatnie pytanie (które znasz, i do którego pewnie się zbliżamy): czy jest jakieś pytanie, którego się spodziewałaś z mojej strony, a które nie padło?


Róża Lewanowicz:

Oczywiście, że wykorzystam swoje nowe doświadczenia. Są po prostu unikatowe i szkoda by było je zmarnować.

Muszę przyznać, że raczej padły pytania, których się nie spodziewałam, zwłaszcza pytanie "tytułowe". Bardzo się z tego cieszę.


Prowincjałka:

W takim razie pytanie ostatnie, które nurtuje mnie od dawna, na równi z "tytułowym". Chodzi o postać Prezesa Fornalskiego:

„Brzeziński obserwował całe zbiegowisko z wysokości swojego gabinetu, czekając cierpliwie, aż pod jego drzwiami zjawi się delegacja gości. Prezes Fornalski nie spieszył się zbytnio, pokonanie długich korytarzy było zbyt wielkim wyzwaniem dla jego krótkich nóg, bo premier czekał dłużej niż mógł przypuszczać. W końcu drzwi otworzyły się i do środka wszedł sam zaproszony wraz ze swym przybocznym. Nie podali sobie rąk. Fornalski kwestie zdrajców i szpiegów traktował zawsze bardzo poważnie, tak bardzo, że bał się skalać swoją osobę ich trującym wpływem.” (Przebudzona, s. 271)

Czy postać Fornalskiego (w powieści jest to prezes opozycyjnej partii i były premier) wzorowałaś na rzeczywistej osobie? Czy to jest on? Czy też wzmianka o jakimkolwiek prezesie musi się kojarzyć z jednym?


Róża Lewanowicz:

No właśnie - czy Prezes jest tylko jeden? Czy może w teatrze zdarzeń wokół nas jest miejsce jeszcze dla innych prezesów? Prezes z moich książek jest jedyny w swoim rodzaju i jest wyposażony w indywidualny zestaw cech: swoich własnych, powieściowych. Nigdy nie poznałam żadnego prezesa partii (stety-nie-stety), a czy ten konkretny jest podobny do któregokolwiek z realnych polityków? Czytelnicy mają szansę ocenić to po przeczytaniu trzeciego tomu: "Wyzwolona". Poświęciłam tam Fornalskiemu nieco więcej miejsca.


Prowincjałka:

Dziękuję. Za rozmowę. I za książki. Już wiem: umiesz zabić, ale nie zabijasz; umiesz pisać, i piszesz! Powodzenia na tej drugiej niwie!


Róża Lewanowicz:

A ja dziękuję za pomysł na wywiad "na żywo", Twoje zaangażowanie i wsparcie. Pozdrawiam Czytelników obecnych i przyszłych! Miłego nadchodzącego tygodnia.


04.12.2016



.