Ohyda

Reklamy otaczające salonowo-blogowe treści można jeszcze znieść. Reklamy wcinające się - bez ładu i składu - w sam tekst notki: są po prosu estetycznie OHYDNE.

Wiem, że wystarczy posłużyć się jednym z programów do blokowania reklam, żeby ich nie widzieć.  Jednak: białe plamy włażące w tekst, który ma swoją określoną kompozycję, to też jest tego tekstu dezorganizacja. Tekst - to nie jest sieczka dla konia.

Mnie, jako autorowi tekstu, chodzi o to, w jakiej formie prezentuję swój tekst odbiorcy. W tej chwili wygląda to tak: przygotowałam "potrawę tekstową", którą "częstuję" Czytelnika. A ktoś w serwowane przeze mnie na "blogowym talerzu" danie powtykał - BEZ ŁADU I SKŁADU - jakieś swoje pierdółki reklamowe - bo mu za to zapłacili. Ohyda.

Wiem, że za darmo korzystam z salonowego "stolika", na którym serwuję swoje "danie". Zgadzam się więc, żeby właściciel na tym stoliku zarabiał, otaczając go reklamami. Jednak włażenie mi z paluchami w "potrawę" mojego autorstwa (tekst) - to za wiele.

Opisana "sieczkowa" praktyka reklamowa obecna jest również na stronach redakcyjnych. Najemnym autorom być może to nie przeszkadza, bo dostali kasę za tekst i mają fajrant. Ja swoich tekstów nie sprzedaję. Nie mam więc za nie kasy. Mam tylko tekst. MÓJ TEKST. I wara od niego!

Tyle w temacie.



PS. Salonową "żółtą rewolucję" ze stycznia 2017 obśmiałam lekko w notce z tamtego czasu:

[Yellow Pages]

Teraz - wobec ciągle postępującej POGARDY DLA TEKSTÓW tutaj publikowanych (tekst jest wartością INTEGRALNĄ) nie jest mi do śmiechu. Szczególnie, że z natury jestem - pedantką ;)



15.06.2021

 

 

.