Żeby
było jasne. Portal salon24.pl został założony jako platforma
publicystyczna, a nie jako serwis towarzyski. Publicystyczne ambicje
założycieli portalu były od początku wiadome i widoczne, nie tylko w
pierwszej nazwie „niezależne forum publicystów”, z czasem zmienionej na
skromniejsze „blogi, wiadomości, opinie i komentarze”, ale również w
pierwszym składzie autorów. Wizytówkę portalu, firmowanego nazwiskiem
uznanego dziennikarza, stanowiły blogi jego kolegów po fachu, to znaczy
innych znanych polskich dziennikarzy i publicystów.
*
Do
poważnego i poważanego grona ówcześnie tutaj piszących dołączyła równie
poważna grupa internautów spoza świata dziennikarskiego, na ogół
interesujących i wyrazistych osobowości, będących pionierami rodzącej
się polskiej blogosfery. Dzięki oryginalności tych ostatnich, dyskusje
pod tekstami często przeradzały się w rozmowy czy pogaduchy skrzące się
inteligentnym dowcipem.
Obok
działalności typowo publicystycznej, ówcześni zarządcy portalu - z
sobie znanych przyczyn i dla sobie znanych celów - postanowili
równolegle budować salonową społeczność, czemu służyła na przykład
jawność administracyjna, dobra obustronna komunikacja pomiędzy
użytkownikami a zarządem, oraz coroczne serdeczne spotkania towarzyskie
blogerów, urozmaicane udziałem znanych polityków, a organizowane z
inicjatywy i na koszt właścicieli portalu, z których około pięć lat temu
zrezygnowano - bez podania przyczyny.
Kolejne
regulaminy salonu24.pl, wprowadzane przy okazji kolejnych, nieco
chaotycznych zmian organizacyjnych, nie regulowały jednak, o ile dobrze
pamiętam, kwestii odpowiedzialności zarządu portalu, którego
własnościowe konfiguracje zmieniały się jak w kalejdoskopie, za tworzącą
się tutaj wspólnotę użytkowników serwisu: blogerów, komentatorów,
czytelników.
Żaden
regulamin salonu24 nie określał praw i obowiązków powstającego realnego
środowiska - jako całości - dla którego twórczość blogowa w wielu
przypadkach stanowiła pretekst do istotnych, chociaż może nie zawsze tak
wprost określanych, osobowych spotkań - jak człowiek z człowiekiem, jak
osoba z osobą - w dyskusji, w nawijce, czy choćby w nieszczęsnej
internetowej nawalance - nawet jeśli odbywały się one pod osłoną ników.
*
Nie
posiadam wystarczającej wiedzy o strukturze ruchu na tym portalu, ani o
kosztach jego utrzymania, jaką dysponują jego właściciele, ale miałam –
nie ja jedna – wrażenie, że żyje on przede wszystkim życiem naszej
blogerskiej tłuszczy, jak nas określił jeden z nas, szeregowych szarych blogerów na dawnym, jeszcze szaro-niebieskim, salonie24.
Odnoszę
również wrażenie, że szarzy szeregowi blogerzy czy komentatorzy, często
niesforni, a czasami więcej niż niesforni, wymieszani do tego z
klasycznymi trollami, z czasem stawali się niechcianym obciążeniem dla
osób zarządzających tym miejscem. Wierzę, iż dla właścicieli portalu
przechowywanie i przetwarzanie mnożących się w komentarzach radosnych
przejawów salonowego życia towarzyskiego mogło stawać się problemem
finansowym.
Komentatorzy
tacy mogli być odbierani jako obciążenie, takie samo, jakim bywa
niechciana ciąża, że posłużę się metaforą nawiązującą do określenia
zastosowanego przez jedną z osób w prywatnej do mnie korespondencji,
która odgórny gwałt na zrodzonych tutaj międzyludzkich relacjach, gwałt
będący wynikiem ostatnich zmian w funkcjonowaniu salonu24, nazwała –
wyabortowaniem.
Metafory powyższe nie są przesadne, skoro jeden z najbardziej aktywnych pionierów tego miejsca, bloger Follow,
który zniknął stąd po którymś z wcześniejszych - nie tak rzadkich -
salonowych zawirowań, założoną przez siebie stronę poświęconą niektórym
co ciekawszym blogerom, którzy również z tego miejsca odeszli,
zatytułował Dzieci Salonu24,
i tak nostalgicznie opisał: „Jak to w życiu bywa ludzie rozpełzają się
po świecie (Internecie) nie raz skłóceni z miejscami z których odeszli,
więc nawet bez śladu (linka). To sobie zbieram te ślady..."
*
Śledząc
losy sierot - to jest już moje określenie - po salonie24, można
zobaczyć, że nigdzie i nikomu nie udało się odtworzyć tej jedynej
atmosfery wirtualnej współobecności, tego fenomenu spotkania, któremu
dane było kiedyś zalęgnąć się, jak nowo poczętemu życiu w łonie matki,
właśnie tutaj w salonie24, chociaż, jak można sądzić, nie taki był
zamysł jego twórców. Może więc zamiast o ciąży niechcianej, należy –
nadal metaforycznie - mówić raczej o ciąży niezauważonej. I przez to
zmarnowanej jako szansa na nowe życie, jako szansa na ożywienie tego
miejsca.
W
wielu krytycznych wypowiedziach na temat ostatnich zmian w
funkcjonowaniu salonu24 można przeczytać o poczuciu, że salon utracił
serce, które wnosili tutaj blogerzy i komentatorzy, co nadawało temu
miejscu rys unikalnej oryginalności, i że toczyło się tutaj życie, które
warto było czytając obserwować, i w którym warto było pisząc –
współuczestniczyć. Zakładam, że zarządcom salonu24.pl, zapatrzonym w
swoje własne ambicjonalne cele, nie dane było zauważyć tej swoistej
wartości dodanej, tego unikalnego genius loci, który dzięki aktywności zwykłych blogerów i komentatorów pojawił się w salonowej przestrzeni.
Tytułowe
sprawy sercowe można rozumieć szerzej niż tylko życie emocjonalne,
szerzej niż salonowe znajomości, sympatie, przyjaźnie czy nawet miłości
(pamiętam o jednym związku tutejszej blogerki z tutejszym blogerem, z
którego narodziło się realne dziecko). W ujęciu biblijnym sercem nazywa
się najgłębszą istotę człowieka. Być może zarządzający tym miejscem nie
odebrali sercem melodii naszych serc, nie usłyszeli głosu zwiastowania
pochodzącego od ducha, który zaczął to miejsce wypełniać.
*
Początkowy
prestiż salonu24.pl, w którego cieple wszyscyśmy się tutaj swego czasu
ogrzewali, przeminął. Do historii przeszły nazwiska sławnych publicystów
z pierwszego okresu, do historii przeszedł legendarny wywiad z
przechodzącym właśnie do historii prezydentem USA, do historii przeszła
biała limuzyna obsługująca któryś z wieczorów wyborczych, do historii
przeszły towarzyskie spotkania na Rozdrożu.
Pozostali natomiast szarzy komentatorzy oraz szarzy blogerzy, którym
jeszcze chciało się tutaj pisać, stwarzając tym samym pole do takiej czy
innej rozmowy, a których blogi ostatnio poddano przeprowadzce do nowego
salonu24 - kolorowego i obrazkowego, ale nie sprzyjającego spotkaniom i
rozmowom. No i zostali właściciele, którzy nadal finansowo i
organizacyjnie odpowiadają za całość przedsięwzięcia. I tak to wygląda.
.
15.01.2017